Stoję przy przystanku autobusowym. Wraz ze mną dwie starsze panie i jeden chłopiec. Wywnioskowałam, że jedna z pań to jego babcia. Ni z tego, ni z owego słyszę: „Zimno mu w dłonie, matka dała mu takie cienkie rękawiczki, a ja mu takie grube, porządne kupiłam”. Chwila ciszy. Odzywa się druga kobieta: „Pewnie matka czeka na pełny mróz, a dziecko cierpi”. Tony głosów tych dwóch pań były bardzo chamskie i pełne gniewu.
Mom shaming, czyli jak przechlapane mają współczesne matki
Nie raz zdarzyło mi się słuchać uwag innych, obcych ludzi na temat reakcji na zachowania mojego dziecka. Oczywiście rzadko kiedy ktoś był w stanie powiedzieć mi to prosto w twarz. Tłumaczę dziecku, że tego nie kupię, ponieważ X, ponieważ Y, na co wybucha ono płaczem lub gniewem. I to właśnie wtedy słyszę za plecami, że nie potrafię wychować dziecka, że kiedyś to się w dupę dawało, a nie wyjaśniało itp.
Kiedy moje dziecko miało 3 lata i zaczęło swoją przygodę z przedszkolem, non stop chorowało. Wówczas chodziliśmy do publicznej przychodni, w której personel zdawać by się mogło, pracował za karę. I w tym sposobem po nocach pełnych kaszlu, wymiotów i innych nieprzyjemnościach, słyszałam z ust lekarzy, że panikuję, że dziecku nic nie dolega i ogólnie to wyolbrzymiam problemy. Bagatelizowanie moich słów, ignorowanie problemów mojego dziecka skończyło się, o ile dobrze pamiętam, ostrym zapaleniem ucha i zatok. Zdiagnozował to oczywiście inny lekarz, laryngolog.
Matki wciąż poddawane krytyce i wystawiane na hejt
Niestety, ale muszę to stwierdzić: ojcowie mają zdecydowanie łatwiej. Podzieliłam się moimi przemyśleniami z tatą naszej córki i przyznał mi rację. Przyznał, że chyba nigdy nie spotkał się z jakimiś uwagami odnośnie tego, jak wychowuje dziecko, jak ono zachowuje się na spacerze, czy też w sklepie. Wystarczy w sumie przejrzeć social media. Ojciec dodający zdjęcie z dzieckiem na placu zabaw, w domu przy gotowaniu z pociechą, jest chwalony w niebiosa. Wszyscy gratulują mu podejścia, relacji, zaangażowania. Matka, która dodaje takie samo zdjęcie, dostaje istny opierdoling za wszystko. Za to, że dziecko jest kijowo ubrane. Za to, że używa margaryny zamiast masła, za to, że ma tłuste włosy i widać jej pryszcza.
To matki są częściej oceniane przez bliskich i społeczeństwo. To każdy krok matki jest poddany krytyce, bo to od matki oczekuje się najwięcej. Słaba sprawa, ponieważ odbiera to w kawałeczku szczęście z macierzyństwa. Straszna sprawa, ponieważ burzy to instynkt macierzyński i wpędza w dołujące poczucie winy.
Mom shaming to nie tylko krytyka
Przyjęło się, że mom shaming jest krytyką kierowaną przez różne środowiska do matek. Że zachowania matek krytykują bliscy i obcy. Uważam, że słowo krytyka jest zdecydowanie zbyt łagodne. Bo to, co wylewa się zarówno w internecie, jak i na ulicy, czy też w rodzinnym gronie w stosunku do kobiet wychowujących dzieci, często ma postać terroru i jest bardzo toksyczne. Bo jak idę z dzieckiem do lekarza, to nie chcę, aby oceniał mnie on przez pryzmat wyglądu, wieku i moich obaw. Nie chcę, aby matki były obgadywane za plecami w rodzinnym gronie i nie chcę, aby świadkami uszczypliwości babć, teściowych były dzieci. Nie chcę, aby decyzje matek odnośnie pracy, zostania w domu, karmienia piersią, czy też butelką były zawsze komentowane. Są tematy, w których możemy edukować, próbować przekonać, ale dopóki dziecku nie dzieje się krzywda i dopóki wychowuje się ono w bezpiecznym środowisku, to nic nam do tego.
Mniej uszczypliwości, wyładowywania swoich frustracji i podnoszenia swojego ego przez hejt.