Dzisiaj publikujemy list od naszej czytelniczki, która prosi o wsparcie.
Od trzech lat nie mieszkamy ze sobą, ponieważ po licznych kłótniach stwierdziliśmy, że będzie lepiej od siebie odpocząć. Ja zamieszkałam z synkiem u rodziców, a on poszedł mieszkać do swojej mamy. Miał to być tylko okres przejściowy, w którym mieliśmy sobie wszystko poukładać, naprawić, bez kłótni itp. I tak się stało. W pewnym momencie naprawdę zaczęliśmy się dogadywać i ja chciałam szukać już jakiegoś mieszkania na wynajem, ale… pojawił się inny problem. On zwolnił się z pracy i zaczął pracować dorywczo. Stwierdził, że nie ma dla niego dobrej pracy, a wynajmując mieszkanie, popadniemy w długi, bo on nie będzie mógł nas utrzymać. Dodam tylko, że ja pracuję, moje średnie zarobki wynoszą ok. 2000 na rękę. […] Wcześniej dawaliśmy sobie radę, naprawdę dobrze nam się żyło wynajmując całkiem fajne mieszkanie.
Proponowałam, że jak zamieszkamy razem, to będzie mi łatwiej pójść gdzieś, gdzie będę mogła zarabiać więcej, lub znaleźć coś dorywczego, ponieważ on wtedy będzie zajmował się synem. Bardzo zależało mi na tym, aby znów razem zamieszkać, zbliżyć się tak jak kiedyś do siebie, być jak rodzina, może z problemami, ale rodzina, chciałam nam pomóc. Bardzo mi jego brakowało: rozmowy, intymności, spokoju, no takiego rodzinnego klimatu. Zdałam sobie sprawę z tego, że jemu tak było na rękę. Sam powiedział mi, że nie zamierza pracować 6 dni w tygodniu po 10 godzin, żeby móc z nami zamieszkać. Motywowałam go na różne sposoby, ale niestety. Zwłaszcza że sama pracuję i mogłabym nawet więcej pracować…
Wpadłam w bardzo duży dół. Zaczęła dokuczać mi ogromna samotność. Znów się od siebie odsunęliśmy. Zauważył. Wypomniał mi, że to ja jestem ta zła, bo ciągle sfrustrowana i nie chcę go zrozumieć. W złości powiedziałam, aby powiedział, ile alimentów może płacić na syna i żebyśmy ustalili opiekę nad nim. Powiedział: „Ok”. I wytłumaczył, że nie będzie pracować po tyle godzin, aby mieszkać razem. I tak właśnie zakończył się mój siedmioletni związek, w tym ostatnie trzy lata osobno. Naprawdę chciałam żyć z tym człowiekiem, kocham go, zarabiałam i byłam w stanie więcej zarabiać, ale potrzebowałam po prostu jego wsparcia do tego. Nasi rodzice nie opiekują się synem ze względu na to, że są aktywni zawodowo. A teraz, jak jestem sama, to dostrzegam, jak bardzo łudził mnie przez te ostatnie trzy lata: kończył pracę po miesiącu, dwa miesiące siedział bez pracy, kombinował i nie chciał tego zmienić. On kocha wolność, twierdzi, że żyje się z dnia na dzień, że życie nie polega na “zapierda*laniu”. Nie wiem, co o tym myśleć. Bardzo go kocham. Co mam zrobić?