Gdyby patrzeć z boku, to wychowałam się w bardzo porządnej rodzinie. Rodzice na dobrych stanowiskach, zarabiający jak na tamte czasy naprawdę dobrze. […]
Był tylko jeden problem, a mianowicie moja przyszłość. Rodzice chcieli, abym poszła na studia prawnicze albo medyczne. Nie widzieli innej opcji dla mnie niż kariera na wysokim stanowisku. Przywiązywali ogromną uwagę do moich ocen i zawsze mogłam liczyć na korepetycje i dodatkowe zajęcia. Słuchałam się ich, bo wierzyłam, że wiedzą, co będzie dla mnie najlepsze. Imponowali mi, byli dla mnie autorytetem. Też chciałam dużo zarabiać, mieć wspaniałą rodzinę. Wybrałam studia prawnicze w Warszawie. Rodzice opłacili mi kawalerkę i zadeklarowali, że będą co miesiąc wysyłać pieniądze na moje utrzymanie. Nie chcieli, żebym pracowała, ponieważ twierdzili, że potrzebuje dużo czasu na naukę. […]
Szybko złapałam dobry kontakt z innymi studentami i zaprzyjaźniłam się z pewną dziewczyną, która do tej pory jest moją przyjaciółką. Jej ojciec musiał z jakichś powodów zamknąć firmę i został na przysłowiowym lodzie, a w dodatku zmagał się z depresją. Już po pierwszym semestrze studiów postanowiła z nich zrezygnować, iść do pracy, aby wesprzeć finansowo rodziców. Zaproponowałam jej, aby zamieszkała ze mną, wtedy nie musiałaby płacić za wynajem. Zgodziła się. Dużo pracowała, więc praktycznie nie było jej w mieszkaniu, a ja mogłam bez problemu się uczyć. Pewnego dnia odwiedzili mnie rodzice i zauważyli, że nie mieszkam sama. Zrobili mi ogromną awanturę i powiedzieli, że ta dziewczyna na pewno sprowadzi mnie na złą drogę i że na pewno mi przeszkadza w nauce. Dali mi tydzień na „wygonienie” jej z domu. Żadne argumenty do nich nie docierały. Nawet kiedy mówiłam, że może się dorzucać połowę za czynsz. Zależało mi na szczęściu rodziców, więc pożegnałam przyjaciółkę, która zrozumiała tę sytuację. […]
Później nastały wakacje. Chciałam odpocząć po pierwszym roku studiów i zrobić coś dla siebie. Zapisałam się na letni kurs tańca w miejscowości moich rodziców. Myślałam, że ucieszą się z decyzji, ale oni powiedzieli, że nie sfinansują mi go, ponieważ powinnam w tym momencie przygotowywać się do trzeciego semestru. Powiedziałam im, że w takim razie pójdę do pracy. Stwierdzili, że jeśli gdzieś się na ten czas zatrudnię, stracę od nich pieniądze na studia i utrzymanie. W tym momencie poczułam, że rodzice od zawsze szantażowali mnie pieniędzmi i wymuszali presje. Spakowałam rzeczy i tym razem to ja poprosiłam przyjaciółkę, czy mogę u niej zamieszkać. Wynajmowała wtedy mały pokoik w Warszawie, ale w związku z tym, że studenci, którzy z nią mieszkali, opuścili mieszkanie na czas wakacji, mogła mnie ugościć. Pomogła mi też w znalezieniu pracy. Wydawało mi się, że jeśli w wakacje będę żyła bardzo skromnie, to starczy mi, aby kontynuować studia. Nie chciałam już nigdy więcej prosić się rodziców o nic. […]
Rodzice milczeli, a mi z każdym dniem było coraz ciężej. Kończył się trzeci semestr, a ja zrozumiałam, że studia prawnicze bardzo mnie męczą i zaczęłam się w ogóle zastanawiać, czy są dla mnie dobre i czy na pewno chcę być w niedalekiej przyszłości prawnikiem. Zrezygnowałam ze studiów, ale nie chciałam wyprowadzać się z Warszawy. Chciałam właśnie w tym mieście odnaleźć swoją drogę i czułam się naprawdę dobrze z tą decyzją. Zrobiłam kurs kosmetyczny: paznokcie i makijaż. Następnie dodatkowe szkolenie. Bardzo szybko znalazłam pracę w jednym z lepszych salonów kosmetycznych w Warszawie. […]
Pewnego dnia zadzwonili do mnie rodzice z prośbą o spotkanie. Specjalnie na tę okazję przyjechali do Warszawy. Wynajmowałam wtedy bardzo ładne mieszkanie o naprawdę dobrym standardzie. Cieszyłam się, bo myślałam, że rodzice będą ze mnie dumni i że docenią, że poradziłam sobie bez nich. Tak się jednak nie stało. Powiedzieli mi, że dowiedzieli się o rezygnacji ze studiów i wybrania innej ścieżki. Z tej okazji wręczyli mi zakaz przyjazdów do ich domu i oznajmili, że bardzo się na mnie zawiedli. Wyszli zdenerwowani, w pośpiechu. Czułam, że naprawdę się mnie wstydzą. […]
Nie mam z nimi kontaktu od 10 lat. Mój brat, który został wymarzonym przez nich lekarzem, również się do mnie nie odzywa. Widzę tylko na Facebooku co się u niego dzieje. Dużo rzeczy się domyślam, bo rzadko kiedy ustawia coś na publiczne ustawienia. A ja? W tym czasie otworzyłam swój salon, który może nie przynosi takich dochodów, jak kancelaria, ale jestem spełniona. Mam też męża, synka i córeczkę w drodze. Są moim największym szczęściem. I często patrzę na Szymonka i obiecuję sobie w głębi duszy, że nigdy nie będę taka, jak moi rodzice i że dzieci dostaną ode mnie tyle wsparcia, ile będą potrzebowali.
Najwidoczniej tak musiało być, chociaż czuję, jak bardzo przyśpiesza mi serce, kiedy myślę o moich rodzicach, którzy nawet nie chcieli poznać swojego wnuka.