single-image

Nie zasługujemy na prawdziwą miłość, a „problemy” wychowawcze są tylko naszą winą?

Aleksandra Broda

Jest wiele kobiet żyjących w ciągłym poczuciu winy. Jest zdecydowanie zbyt dużo kobiet, które w siebie nie wierzą. A liczba kobiet, które „ciągną” związek ze względu na dzieci, na opinię innych, wciąż przybywa. Boimy się, udajemy, że jest wszystko ok. Wmawiamy sobie, że wszystko zależy od naszego nastawienia, więc wstajemy codziennie z uśmiechem na twarzy, niedocenione, wypalone – kładziemy się spać z nadzieją na lepsze jutro. Ileż można żyć w kłamstwie, tłamszcząc swoje pragnienia?

Wszystko, co nie wychodzi (często nawet nie z naszej winy), bierzemy na siebie i siebie za to obwiniamy. Czujemy się jak skończone idiotki, kiedy przypali nam się sos. Czujemy wstyd, kiedy nasze dziecko dostanie uwagę lub przeklnie na ulicy. I cholernie boimy się czasami odejść, myśląc, że da się to jeszcze naprawić. I może by się dało, ale do tanga trzeba dwojga. Wmawiamy sobie, że właśnie tańczymy tango, a tak naprawdę jest to smutny taniec solo. Czasami połamaniec, nigdy przytulaniec.

Nie powinniśmy być dla siebie zbyt surowe, jeśli chodzi o wychowanie dzieci. Każdy ma swoje problemy, każdy poczuł trud wychowawczy w pewnym okresie rodzicielstwa. Nie każdy jednak o tym powie, do tego się przyzna. Nie możemy ciągle karcić się za to, że nie mamy humoru, podczas kiedy powinniśmy cieszyć się życiem. A jednak wiem, że cały czas to robimy. Czujemy, że zawalamy na każdej płaszczyźnie życia, podczas kiedy my po prostu nie dajemy sobie szansy na to, żeby ŻYĆ. Bo życie kochane moje, to nie tylko szczęście i perfekcja. Życie to parabola, a będzie pięknie tylko wtedy, kiedy przestaniemy wiecznie się obwiniać i szukać w sobie tych złych rzeczy, które często nawet nas nie definiują.

I cały czas boimy się iść do przodu, podjąć dedycję, chociaż wyobrażamy sobie, jak powinno wyglądać szczęście. Żyjemy marzeniami o spełnionej miłości, pełnej zaufania i troski o siebie. Później twierdzimy, że na nią nie zasługujemy po prostu, że jesteśmy za stare, że mamy dzieci. I zasypiamy obok osoby, która z każdym dniem coraz bardziej traci nami zainteresowanie.

Faktycznie, trudno jest o siebie zawalczyć, uwierzyć w siebie. To nie jest łatwe ani pod względem finansowym, ani psychicznym. Naciski na to, że rodzina, jaka by nie była – ma się trzymać razem, ma ze sobą być. Że jak to kolejne rozstania, rozwody, że biedne dzieci. I kolejne wyrzuty sumienia, kolejna krytyka w swoją stronę, zamiast cieszyć się, że w końcu się odważyłaś. Zamiast uwierzyć, że na pohybel wszystkim, ty też zasługujesz na szczęście.

Jesteśmy zbyt surowe dla siebie. Mówią, że to my czepiamy się o wszystko facetów, to nieprawda. Ile my wyrzutów sumienia zbieramy w ciągu dnia, ile my nosimy w sobie ciężarów za wszystkie nieprawidłowości tego świata, tego nie da się nawet zliczyć. Bierzemy na siebie odpowiedzialność za mężów, partnerów, dalszą rodzinę, za dzieci. A kiedy coś, w naszym mniemaniu się nie udaje, winimy tylko siebie. I całe nasze życie polega na odmawianiu sobie przyjemności, bo tak nie wypada. Marnujemy się w nieszczęśliwych związkach, codziennie walcząc o rodzinę… w pojedynkę. Ileż można czuć się niekochaną? Rok, dwa? A później? Ileż można udawać przed dziećmi, że wszystko jest w porządku? Ileż można, dla złudnego dobra ogółu, rezygnować z życia w poczuciu miłości ze strony nie tylko dzieci, ale i partnera.

Proszę Was, w 2020 roku zawalczmy o siebie. Mówmy wprost, co nas boli, szukajmy rozwiązań, a nie winy u siebie. Bądźmy dla siebie wyrozumiałe, wszelkie niepowodzenia wychowawcze traktujmy jak lekcję, a nie jak coś, co nas przekreśla. Cieszmy się tym, próbujmy. Za dużo w nas złej samokrytyki, za mało miłości do siebie.

Zobacz również

# Ku przestrodze
close slider
TWOJA HISTORIA KU PRZESTRODZE (4)