„Załóż czapkę, bo jest zimno!”, „Musisz lepiej się odżywiać”, „Daj. Ja to zrobię”, „Na pewno sobie poradzisz?”. Nie są to zdania wypowiadane przez mamy do swoich dzieci, lecz zdania kierowane przez partnerki do swoich partnerów.
Kiedy kończy się troska o kogoś, a zaczyna niańczenie dorosłej osoby? I czy aby na pewno mężczyźni potrzebują rad dotyczących takich aspektów życia? Czy to nie jest przypadkiem tak, że niektóre kobiety same nie pozwalają zaangażować się w życie rodzinne i obowiązki domowe?
Do takich refleksji nakłonił mnie mój znajomy, który ostatnio zwierzył się mi, że w domu czuje się jak dziecko, a nie jak głowa rodziny. Ze smutkiem w oczach i ze szczerym przejęciem opowiadał, jak jego żona nie pozwala mu nawet wstawić prania, a jak już to zrobi, to zawsze ma jakieś „ale”. To samo dotyczy się wychowania dzieci. Jego partnerka zarzuca mu, że skoro on pracuje, a ona siedzi z dziećmi, to wie lepiej, co jest dla nich najlepsze. Nie ma mowy, żeby ubrał dziecko przed spacerem, bo te na pewno zmarznie. Ze starszym jest ten problem, że mama sama zapisała je na zajęcia dodatkowe, a on dowiedział się o tym dopiero od syna. Po fakcie.
– Tak jakbym miał tylko pieniądze do domu przynosić i w nic nie ingerować — podsumował.
Strasznie mnie to poruszyło. Zapytałam, czy mogę o tym napisać i jeśli tak, to czy chciałby powiedzieć coś jeszcze.
Kazał pozdrowić wszystkich facetów, którzy tak się czują i kobiety, które pozwalają mężczyznom być po prostu mężczyznami i traktują ich jak równi sobie.
Kiedyś, bardzo dawno temu udzieliłam się pod jakimś postem na Facebooku. Kobieta narzekała, że jest zmęczona i jej mąż jej w niczym nie „pomaga”. Zapytałam, czy rozmawiała z nim o tym. Napisała, że jej mąż ma dwie lewe ręce i jak ona nie zrobi, to nikt LEPIEJ nie zrobi.
Więc… Może faktycznie w wielu przypadkach wystarczy po prostu mężczyznom dać się wykazać? Może faktycznie ze 100 kobiet, które są zmęczone z powodu braku partnerstwa w związku, 30 z nich to kobiety, które w ogóle tego partnerstwa do siebie nie dopuszczają? To tylko takie przypuszczenia, ale jak się okazuje — mogą mieć swoje pokrycie.
My kobiety mamy już zapisany instynkt, który każe chronić nie tylko nasze dzieci, ale i naszych partnerów. Z tym że tam, gdzie widzimy troskę, czasami to tylko złudzenie. Tak naprawdę to podważanie zdania partnera i ingerowanie w rzeczy dla niego oczywiste. W końcu dorosłemu mężczyźnie nie trzeba przypominać o założeniu czapki albo zmuszać, żeby ubierał się cieplej. Powinien zrobić to, na co ma ochotę. To nasz partner — dorosły człowiek, który wie, co dla niego najlepsze.
Często też myślimy, że same zrobimy coś lepiej. Nawet jeśli tak jest, to czy to powód, żeby zabijać w mężczyznach męstwo? Niektórzy z nich mają już dość słuchania, że robią coś gorzej, nie tak, jak powinni. Powiedzenie zaangażowanemu ojcu, że się na czymś nie zna i nie ma racji, jest ciosem. Tak. To podcina skrzydła. Zwłaszcza jeśli z góry skreślamy jego pomysł, bo my WIEMY NAJLEPIEJ. Wychowanie dzieci przez dwojga ludzi to kompromisy i wzajemnie słuchanie. Tutaj nie ma, że ojciec to ten gorszy, a mama ta lepsza. Zwłaszcza jeśli zależy nam na dobru dzieci.
Psychologowie i psychiatrzy alarmują, że mamy problem z mężczyznami. Za kilka lat być może „prawdziwych” mężczyzn, którzy biorą odpowiedzialność za swoje czyny, zostanie niewiele. Dlatego warto, jeśli odnalazłaś cząstkę siebie w tym artykule, docenić swojego partnera i przede wszystkim pozwolić mu być mężczyzną i zaangażowanym ojcem. Wszystkim to wyjdzie na zdrowie. W szczególności dzieciom.