Dzisiaj jest Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego, a więc warto poruszyć temat skutków wychowania dzieci w czasach, w których faktycznie przysłowiowe „Dzieci i ryby głosu nie mają” było mottem w wielu rodzinach i strefach życia społecznego. Na wstępie pragnę zaznaczyć, że oczywiście nie każdy wychował się w takim środowisku i nie wszystkie osoby tym doświadczone mają z tego powodu trudności życiowe. Artykuł jest subiektywną opinią, ale może być jednocześnie przestrogą dla współczesnych rodziców, którzy wciąż w swoim rodzicielstwie sięgają po krzywdzące stereotypy i schematy.
„Będziesz starsza/starszy, to pogadamy”
Dzieci niezależnie od wieku chcą uczestniczyć w życiu dorosłych. Często zdarza im się „wtrącać” uwagi odnośnie zachowań opiekunów. Niekiedy pragną wyrazić swoje zdanie w kwestiach, które są zależne tylko od nas. Pomimo tego uważam, że częste zbywanie dzieci tekstami typu „Będziesz starsza/starszy, to pogadamy” jest bardzo krzywdzące. Utrwala w dzieciach przekonanie, że są o wiele mniej doświadczeni, w związku z czym nie mają prawa głosu. Dziecko, które przez całe swoje dzieciństwo jest odtrącane w wielu kwestiach z powodu swojego młodego wieku, może wyrosnąć na dorosłego, który boi się wyrazić swoje zdanie z uwagi na to, że ktoś jest starszy. Koduje w swojej głowie, że osoba starsza ma zawsze rację, co jest oczywiście nieprawdą.
„Jesteś za duża/duży, żeby płakać”
I tutaj, już przy drugim akapicie przechodzimy do typowej hipokryzji rodzicielskiej. Z jednej strony dzieci dla wielu rodziców są za małe na to, żeby wybierać sobie ubrania, decydować o tym, co chcą zjeść na obiad lub co robić w wolnym czasie, ale jednocześnie już za duże, żeby płakać. Prawda jest taka, że nasi rodzice i wcześniejsze pokolenia wybierały sobie zasady tak, jak było im w danej chwili najwygodniej. Ciągłe wpajanie dzieciom, że są za duże na płacz lub chwile smutków może skutkować tłumieniem emocji w życiu dorosłym, bo „tak nie wypada”. Myślę, że w szczególności ofiarami tego są dzisiejsi mężczyźni, którzy dorastali w przekonaniu, że nie mogą uronić łez, przeżywać wszelkich niepowodzeń. Świadczą o tym niestety statystyki dotyczące samobójstw w Polsce. Ówcześni mężczyźni popełniają samobójstwa nawet 6 razy częściej niż kobiety. Można wysnuć całkiem trafne wnioski, że dzieje się tak dlatego, że zostali wychowani pod presją stereotypów, a w dorosłym życiu bali się zwrócić o pomoc ze względu na presję społeczną.
„Jak było dzisiaj w szkole?”
Samo pytanie nie jest oczywiście złe. To bardzo dobrze, kiedy rodzic interesuje się życiem szkolnym dziecka. Prawda jest jednak taka, że rodzice niektórych z nas, dorosłych już dzieci, albo nie interesowali się odpowiedzią, pytanie zadawali w sposób mechaniczny, albo chcieli wiedzieć, jak idą postępy w nauce pociechy. Każdy uczeń niezależnie, czy chodził do szkoły w latach 80., czy 90. doświadczał w szkole wielu sytuacji: i tych negatywnych i pozytywnych. Pierwsze przyjaźnie, miłości, ale też wrogowie i wielkie obawy. Za murami szkoły tętniło i wciąż tętni życie uczniów. O wielu sytuacjach ówcześni dorośli chcieli opowiedzieć rodzicom, ale niestety nie było na to szans z wielu powodów. Brak zainteresowania wszystkimi aspektami życia szkolnego dziecka oznaczało brak wiedzy o jego problemach z rówieśnikami, przemocą, której być może był ofiarą. Dziecko musiało radzić sobie samo, z różnym skutkiem. Wielu dorosłych wciąż ma obniżoną samoocenę, boi się kontaktu z ludźmi przez właśnie przemoc rówieśniczą, która przez brak zainteresowania opiekunów trwała o wiele za długo.
Dziecko to pełnoprawny człowiek, który potrzebuje opieki i uwagi
Nie warto utrwalać stereotypów dotyczących wychowania dzieci. Dzisiaj mamy dużą świadomość, którą warto wykorzystać. Wielu współczesnych rodziców dorastało w wyżej wspomnianym środowisku i mają się całkiem dobrze. Wielu też nie może nic zarzucić swoim rodzicom. Ale istnieje też znaczna część dorosłych, która do tej pory zmaga się z wieloma problemami na tle psychicznym, emocjonalnym i behawioralnym, za które odpowiedzialni są również ich rodzice.