Wspominałam ostatnio z mamą moje dzieciństwo.
– Mamo, a pamiętasz, jak dostawałaś w pracy takie wielkie paczki ze słodyczami dla nas z okazji mikołaja i Świąt? – zapytałam.
Moja mama zaśmiała się pod nosem.
– Olu, to były bardzo małe paczuszki. Dosłownie jak zrywki.
Zdziwiłam się, nie powiem. Dam sobie rękę uciąć, że były to najbardziej olbrzymie paczki na świecie. Pamiętam wielką radość, której nie potrafię dobrze opisać. To tak jakby dorosły wygrał na loterii co najmniej pół miliona. Do wielkich paczek dołączone były pomarańcze, które cieszyły ogromnie. Jak buszując pomiędzy cukrem, a owocami znalazło się brelok firmowy lub maskotkę, stawała się ona ulubieńcem. Te paczki dla mnie wtedy były wielkie. To było coś pięknego. Tak to zapamiętałam, by po ponad dwudziestu latach dowiedzieć się, że wcale takie duże nie były. A jednak dla mnie będą do końca życia największe.
Spędzając wakacje na Mazurach, czułam, jakbym była co najmniej na Dominikanie, chociaż wtedy nie wiedziałam o jej istnieniu. Słońce często było bezlitosne, więc buszowaliśmy w lesie, zachwycając się zapachem mchu. Każdy wypad nad pobliskie jezioro kończył się za szybko. Namiot? Namiot to był pałac. A mój basen, którego trzeba było co chwilę dmuchać, bo nie można było zlokalizować dziury, był moim jacuzzi. Dzisiaj, kiedy sobie o tym przypominam, to pamiętam jeszcze wszędzie łażące mrówki, komary, od których nie sposób było się odpędzić i brak bieżącej wody. Czy mi to wtedy przeszkadzało? Absolutnie. Po ponad miesięcznym wypadzie do mojej królewskiej posiadłości, przez kolejne tygodnie przyzwyczaiłam się na nowo do betonowej powierzchni. Jako kilkulatek.
Czy dzielę się tym z wami dlatego, żeby porównać, jak kiedyś było dobrze, a teraz mamy źle? Absolutnie! To nie jest czas na porównywanie. Czasy się zmieniły. Z okazji jutrzejszego Dnia Dziecka, chciałabym rozbudzić w was wspomnienia z dzieciństwa. Każdy z nas ma te dobre i te złe. Chciałabym, abyśmy wszyscy przypomnieli sobie czasy, w których 50 groszy na lemoniadę cieszyło bardziej, niż teraz 50 złotych premii. Chciałabym, abyśmy przypomnieli sobie nasze zmartwienia. Zobaczcie, jak wtedy wydawały nam się wielkie. Przypomnijmy sobie, co nam dawało radość, a co zabierało noce. Zrozumieć świat dziecka? Trudne zadanie, zwłaszcza że tak bardzo zatraciliśmy się już w dorosłości i zapominamy o tym wszystkim. O zapachu mchu, którego aż chcieliśmy skosztować. O kałuży, która wołała nas z daleka i zapraszała do sprawdzenia, czy ma dno. O strasznych rzeczach, które nam się śniły, o potworach zamieszkujących w szafie.
Moje dziecko, nieważne, czy dostanie jajko niespodziankę, czy jabłko od pani ze straganu. Cieszy się, skacze i opowiada wszystkim, co dobrego ją spotkało. Dorośli widzą tylko jabłko i tylko kawałek czekolady. Nie rozumieją często jej zachwytu. Ja często też, chociaż każdego dnia staram się coraz bardziej. A ona za kilkanaście lat zapyta mnie, tak jak ja niedawno zapytałam swoją mamę, czy pamiętam, jak ciocia Patrycja dawała jej najlepsze jajka z niespodziankami, i czy pamiętam, jak wielkie i soczyste jabłko czekało na nią za każdym razem, kiedy przechodziliśmy przez stragan.
Jutro jest Dzień Dziecka. Pamiętajmy, że każdy dzień, niezależnie od wieku dzieci, od sytuacji, jest dla nich wyzwaniem i zostanie zapamiętany, bardzo możliwe, do końca życia. Zostaną wspomnienia, zapachy i uczucia towarzyszące. Dbajmy nie tylko o prezenty, ale pracujmy na te wspomnienia. Przede wszystkim pozwalajmy na to i dążmy do tego, aby były dobre. Wykreowane przez dziecięcą wyobraźnię, ale szczere. No i słuchajmy tych naszych dzieci. Wracajmy do naszego dzieciństwa, ile tylko możemy, aby czuły, że je rozumiemy. Wydaje mi się, że jest to o wiele prostsze i bardziej pomocne, niż czytanie niektórych rodzicielskich poradników.