Nie jestem osobą, która wypowiada się w superlatywach o tym całym zwariowanym macierzyństwie i obsypuje swoje dziecko brokatem. Ale wiem, że macierzyństwo mnie zweryfikowało. Macierzyństwo pokazało mi życie z zupełnie innej strony, dało lekcję życia, której nigdy nie zapomnę i nauczyło pokory, której nigdy wcześniej nie miałam. Wiem, że bez mojego dziecka, nie ruszyłabym z miejsca. Nie próbowałabym, nie walczyła. Po prostu bym żyła. Być może miałabym więcej swobody i pieniędzy, ale tak naprawdę nie poszłabym do przodu. Jestem bardzo wdzięczna. I jestem szczęśliwa. Naprawdę jestem spełniona, chociaż przede mną kolejne wydatki, nieprzespane noce i decyzje, których czasami będę żałować.
Wiele kobiet nie potrafi jednak cieszyć się macierzyństwem. I był moment w moim życiu, w którym również nie potrafiłam czerpać satysfakcji z tego. Nie trwał długo, ale był bardzo przykry. Jednak pewnego dnia zrozumiałam, że sama sobie wyrządzam krzywdę. Bo wcale nie musiałam robić tych wszystkich rzeczy, o których krzyczały inne matki, czy pseudo poradniki. Tak, to były pseudo poradniki, które mówiły, że jak nie karmię piersią, to jestem do niczego. To były brednie, które jasno sugerowały, że skoro urodziłam, to nie mogę opuszczać swojego dziecka nawet na krok. To były dobre rady, w których czytałam, jak zrobić pranie, ugotować obiad dla mężczyzny i podstawić mu pod nos. W DWIE GODZINY. A obiad musiał być ciepły.
Ja z tego wyszłam. Obraz idealnego macierzyństwa i zakłamania rzeczywistości jednak uzależnia. Tak, to podobnie, jak z narkotykami. Najpierw towarzystwo wpaja Ci pewne wartości, robi pranie mózgu, a ty w to wierzysz, brniesz i bierzesz te świństwa. Nam, matkom, zaszkodził model społeczno-kulturowy, który do tej pory krzyczy: „Bądź perfekcyjna. Sprzątaj, gotuj, ciesz się macierzyństwem i poświęcaj się mu”. Ale ten model już nie mówi o tym, że kiedyś dzieciaki oddawało się pod opiekę sąsiadów, lub wysyłało na kilka miesięcy na wieś do dziadków. Dzisiaj mamy ten sam model, ale należy do niego dodać modę na perfekcyjny wygląd i na poświęcanie się DZIECKU w każdej sekundzie swojego życia.
Mnie to już nie niszczy. Ty być może nigdy tego nie odczułaś. Ale pomiędzy nami są matki, które przez to całe zamieszanie i presję, straciły poczucie szczęścia i spełnienia. Tych matek jest wiele więcej, niż nam się wydaje, a badania i obserwacje psychologów mówią jasno.
Są wśród nas, w Polsce, matki, które:
Nie mają wsparcia w opiece nad dziećmi ze strony swoich partnerów.
Boją się przyznać, że ich mężowie nie dzielą z nimi obowiązków domowych.
Mają ogromne problemy finansowe.
Są zmęczone, mają depresję i codziennie w myślach uciekają od swojej rodziny.
Czują ogromną presję na wychowywanie dzieci, przez co nie robią nic dla siebie.
Czują się zawiedzione, bo inaczej wyobrażały sobie macierzyństwo. Gazety, telewizja – przecież wszystko miało być takie łatwe, a nie jest. To je przytłacza.
I dlatego nie potrafią cieszyć się tym, co mają. Pomimo tego, że macierzyństwo samo w sobie daje dużą determinację i chęć do walki, to czują się, jak w pułapce. Czują się po prostu źle. Nie jest łatwo przyznać się przed samą sobą, że wszystko jest do niczego. Że to wszystko przerasta. Można jednak zrobić kilka rzeczy, żeby otworzyć oczy. Po pierwsze – postawić sprawę jasno: „Jestem zmęczona. Powinieneś mnie odciążyć, zacząć dzielić ze mną obowiązki!”. Po drugie – powinny poszukać wsparcia wśród ludzi, którzy naprawdę chcą pomóc: nieważne, czy taką osobą okaże się psychiatra, czy mama. Po trzecie – przestać wierzyć w to, co pokazują w TV i nie dawać wciskać sobie kitu, że tak wypada, że tak być powinno.
Bo powinno, to być dobrze. Przede wszystkim. Walka o szczęście to jednak najtrudniejsza walka w całym naszym życiu. Czasami wymaga samodyscypliny, zrozumienia swoich uczuć i determinacji. Czasami wymaga postawienia sprawy jasno. Wyłożenia wszystkich kart na stół.
Udostępnij, skomentuj. Takich matek jest wiele, niech wiedzą, że rozumiemy. I ja nią byłam. Być może ty też.
Może Cię to zainteresować: Chrapanie u dziecka.