Przeczytałam dość sporo o wychowaniu w stylu francuskim. Francuskie dzieci ponoć szybko uczą się zasypiać same, nie grymaszą, zawsze słuchają się rodziców. Uczą się jeść z gracją od samego początku rozszerzania diety i nie ma mowy, aby rodzice dostosowywali swoje życie pod ich potrzeby. Podczas kiedy my uczymy nasze dzieci opanowywania emocji, inne dzieci słyszą cały czas, że mają być grzeczne. I ponoć faktem jest, że rzadko kiedy spotyka się tam dzieciaczka psocącego i rozrabiającego. Rodzice zawsze decydują o wszystkim, a dzieci mają się podporządkowywać. Chociaż brzmi to dość surowo, to należy zaznaczyć, że żadnemu dziecku się krzywda nie dzieje! Nie. Książka „Dlaczego francuskie dzieci nie pyskują” przyjęła się naprawdę dobrze w Polsce.
Jednak naszły mnie przy piątkowym wieczorze pewne refleksje. Przypomniałam sobie, jak to było w ciąży. Ile my z ojcem naszego dziecka przedyskutowaliśmy o wychowaniu potomka, którego jeszcze nie zobaczyliśmy na żywo. Obiecaliśmy sobie, że nie ma mowy. Będziemy spotykać się z przyjaciółmi jak dawniej, ale nieco rzadziej po prostu. Będziemy randkować nocami, aż do rana, jak to za młodu. Kurczę, tacy my idealni wtedy byliśmy. Tak jasno mieliśmy wszystko rozplanowane, na pamięć znaliśmy każdą drogę, którą przejdziemy, jak się urodzi to cudowne dziecko.
I urodził się High Need mały, co nie dał pospać już w szpitalu. Takie to było maleńkie, bezbronne i tak głośno krzyczało o swoich potrzebach. Patrzyliśmy tak na siebie, zmęczeni porodem, łezki wzruszenia w oczach i taka szczerość z nich biła: Co tu się wyprawia?
Odkładać? Jak to odkładać, kiedy to Cudo tak chce się przytulać do skóry! Kawę z nami piła, towarzyszyła przy kolacji. Opanowaliśmy do perfekcji jedzenie jedną ręką, samym widelcem.
Sylwester. Znajomi zaproszeni. Cudo miało iść pod opiekę równie cudownej babci. Babcia przeprosiła, ale jeszcze nie czuła się zbyt pewnie, żeby zostać z cudem na noc. Impreza odwołana, przetańczona we trójkę, opita mlekiem i zagryziona słodkościami dla rodziców. Najlepszy sylwester w naszym życiu.
Tata Cuda pracował po 13 godzin dziennie. Bywało ciężko. I kiedy miałam już odłożyć i pokazać, że nie, że mama nie będzie na każde zawołanie, przytuliłam ją mocno i powiedziałam: „A płacz kochanie, najwidoczniej masz powód”. I płakałam razem z nią, by po chwili wszystko ucichło.
Cudo urosło, nawet zaczęło pyskować niekiedy i zrobiło się cwańsze niż my. Ale to cudo urosło i stało się całkiem świadomym, odważnym na świat, dużym czterolatkiem. Mega empatycznym, współczującym, umiejącym zająć się sobą.
Nie trzeba było odkładać, mówić, że ma być grzeczne. Wystarczyło przytulać, podporządkować swój świat nieco i dużo rozmawiać. Spokojnie. Ja wiem, że to jeszcze nie koniec.
I teraz tak patrzę na to Cudo i niezwykle nie mogę doczekać się tego, co dalej. Tymczasem idziemy się przytulać, bo piątkowa kolacja u przyjaciół, jak często bywa – odwołana. 🙂
Francuski model wychowania dzieci może i fajny, jakiś taki poukładany, może z sensem uzasadniony. Ja jednak wolę nieco inaczej, bardziej po swojemu. Jaki styl wychowania dziecka wybrałam? A żaden! I do tego Was wszystkich zachęcam. Do obrania własnej ścieżki rodzicielskiej. Dlaczego? Ponieważ każde dziecko rodzi się INNE.