– Kochanie, a wiesz, czym jest miłość? – zapytałam moją córkę, z czystej ciekawości, podczas wycinania walentynkowych serduszek do przedszkola.
– Ty jesteś miłością – powiedziała trochę poirytowana, że sama nie wiem. – I tata, i babcia Edytka, babcia Dorotka i Niko (pies).
Zaczęła wymieniać.
Podczas kiedy my obdzieramy miłość na kawałki. Bez przerwy ją analizujemy. Często doszukujemy się jej tam, gdzie już dawno jej nie ma. Pytamy, za co ktoś nas kocha, jakbyśmy oczekiwali mądrej odpowiedzi. No i same zastanawiamy się, co sprawiło, że kochamy. Podczas kiedy definicja miłości jest taka prosta. Chociaż miłość sama w sobie to ciągła praca. To uświadomiła mi moja córka, która jest jeszcze taka mała, a nie analizuje miłości. Ona ją po prostu dostrzega, czuje.
Kiedy wstajemy do dziecka w nocy, chociaż nie mamy już sił. To jest dla dzieci miłość. Nie żaden dowód, czy definicja.
Kiedy śmiejemy się z ich żartów i same próbujemy rozśmieszyć. Moja córka czasami tak ciepło na mnie patrzy, kiedy się śmieję. Wasze dzieci też. Dla nich to właśnie jest miłość.
Dzieci nie cieszą się, że im ustąpiłyśmy i wycięliśmy chleb w kwadraty. One nie czują z tego satysfakcji. One cieszą się, że je wysłuchaliśmy. Doceniają to, że mogą mieć swoje zdanie i to zdanie, jeśli to możliwe zostanie wysłuchane oraz spełnione. Dla dzieci to jest miłość. Nie żadne kupno nowej zabawki. Ale to, że je wysłuchamy w tak codziennych sprawach, jak wzorek na kanapce, czy zmiana na ulubioną pościel.
Dzieci czują miłość, kiedy my, spocone, klejące, z gorączką, tulimy je i pozwalamy zasnąć na naszych bolących piersiach. Kiedy całujemy czule w czółko, pomimo naszego bólu.
Miłość dla pociech jest wtedy, kiedy nam wydaje się, że nas „testują”. Kładą się na podłodze w sklepie, czasami zdarza im się kopnąć. Nie testują jednak naszej cierpliwości. One nie chcą nad nami zapanować. One chcą, abyśmy pomogli im przetrwać, kiedy nie radzą sobie z emocjami. Poczucie bezpieczeństwa jest dla nich wyrazem miłości. One nie chcą tak naprawdę kolejnej zabawki, one chcą wiedzieć, że ktoś nauczy ich panować nad gniewem.
Kiedy z nimi rozmawiamy, a nie zbywamy. Kiedy udajemy księżniczki i lekarzy. Kiedy staramy się odpowiedzieć na każde pytanie. I wtedy, kiedy uczymy je, że życie nie jest kolorowe. Kiedy tłumaczymy im rzeczy, które są dla nich trudne do przyjęcia. One we wszystkim czują miłość, chociaż czasami się denerwują.
Dzieci dostrzegają miłość, kiedy latamy z nimi po łące i wystawiamy buzię do słonka. Patrzą na nas wtedy z podziwem, czują się dobrze.
Jakiś czas temu moja córka była bardzo chora. Co chwilę się wybudzała, a ja wraz z nią. Spojrzała na mnie pewnego razu i bardzo możliwe, że zobaczyła również moje wyczerpanie. Tak się na mnie patrzyła i zapytała: „Mamusiu, kiedy ja będę zdrowa?”. „Nawet nie wiesz, ile ja bym dała, żeby zabrać od Ciebie ten ból” – powiedziałam wyczerpana. „A ja od Ciebie” – odpowiedziała. I wtedy właśnie zauważyłam bezinteresowną miłość. Że te nasze dzieci, to oddają naszą miłość ze zdwojoną siłą. Czasami tego nie dostrzegamy. Za to one widzą miłość w tak prostych rzeczach.
Tego właśnie powinniśmy uczyć się od dzieci. Miłości nie potrzeba analizować i zastanawiać się, dlaczego kochamy i za co jesteśmy kochani. A już na pewno nie powinniśmy zadawać sobie pytania, co dostaniemy w zamian. Miłość trzeba czuć. A ona unosi się często w powietrzu. Ona jest w tych drobnych gestach. Ona nie potrzebuje definicji, ona potrzebuje zmysłów. Nasze dzieci są tego najlepszym przykładem.