single-image

Dlaczego nie powinniśmy wstydzić się tego, że nie jesteśmy idealnymi matkami

Aleksandra Broda

Bywamy zmęczone. Nasze rękawy wytarły już niejedną gorzką łzę. Ściany naszych mieszkań słyszały nie tylko śmiech, ale również krzyki naszych dzieci. Każdy kąt usłyszał już niejedno, nawet najcichsze przekleństwo. Szare okna dzielnie czekają do najbliższych Świąt, żeby znowu zaczęły przepuszczać najmniejsze promyki słońca.

Przesiąknięte materace, biegunki i zatrucia pokarmowe — nasz chleb powszedni. Niezjedzone śniadania, wyrzucony obiad i cukierki na kolacje. Poczucie winy, uczucie szczęścia i spełnienia a później znowu mały niepokój. I chociaż nikt nie mówił, że rodzicielstwo jest łatwe, to my codziennie kawałek po kawałku doświadczamy tego na własnej skórze.

I chociaż wydaje się to wszystko „niesmaczne” i brzmi jak narzekanie, to wcale tak nie jest. Bo to jest tylko kawałek, to tylko część macierzyństwa — ta ciemniejsza strona, o której rzadko się mówi. Dzieci zawsze wnoszą do życia rodziców bezwarunkowe szczęście, miłość najwierniejszą ze wszystkich i chociaż mówi się, że wysysają energię, to tak naprawdę codziennie ją dokładają. Tak, dzieci dodają sił. Nadają szybki rytm życiu, jednocześnie zwalniając go przy najpiękniejszych momentach. Ot, taki nonsens, który rozumieją tylko rodzice.

Ale rodzicielstwo to nie jest bułka z masłem. A jeśli koniecznie już trzeba porównać je do pieczywa, to określiłabym je jako ciemna bułka razowa z klarowanym masłem z eko sklepu. Bo nam matkom, stawia się dzisiaj takie wyzwania, że same zaczynamy się w nich zatracać. Dzisiaj większość z nas udaje idealne matki, kochanki, żony i gospodynie domowe. Kiedy spotykamy koleżankę, to za nic w świecie nie przyznamy się jej, że nam czasami ciężko. Że znowu materac do wyrzucenia i że kolejny raz zostaliśmy wezwani do szkoły. Że wyrzynają się ząbki i nie śpimy po nocach, że nasze dziecko bije inne dzieci albo że starsze wagaruje. Zamiast tego wklepujemy pięć warstw korektora, ubieramy nasze dzieci w „porządne ciuchy” i obiecujemy nagrody za dobre zachowanie. Same godzimy się na uczestnictwo w tym wyścigu idealnych matek. A koniec końców – i tak nam za to nikt nie da medalu. A nasze dzieci chcą mieć normalne dzieciństwo — ubrudzić się czasem, zjeść lody na mieście, popełniać błędy. A jedyne czego oczekują to miłości. One nie chcą mieć „idealnych matek”. One chcą normalnych, wrażliwych mam.

A matkom, które nie potrafią przyznać się do swoich słabości. Matkom, które kreują wizerunek swojej rodziny jako idealnej, nie ma czego gratulować i zazdrościć. Bo one istnieją tylko w swoim wyimaginowanym Świecie, któremu często towarzyszy filtr z Instagrama. I chociaż uważam, że wszystkie media społecznościowe są przydatne i potrafią zainspirować — nie należy budować tam swojego wymarzonego wizerunku. I przede wszystkim, nie należy w ten wizerunek wierzyć!

Zacznijmy mówić o tym, że nie jesteśmy idealne. Że jesteśmy czasami zmęczone. Nikt nie każe opowiadać nam o wszystkich swoich problemach. Ale przyjemniej byłoby, gdyby zamiast wzajemnego, sztucznego słodzenia, wymienić się doświadczeniami i okazać wsparcie. Przydałoby się więcej empatii wśród matek. Bo w końcu jesteśmy tutaj, żeby się wspierać, a nie ścigać bez sensu. Macierzyństwo to nie tylko beztroskie chwile i szczęście do granic możliwości, ale również nieprzespane noce, problemy i wybory, które podejmuje się niezwykle ciężko. To przekleństwa wypowiadane pod nosem, to gorzkie łzy, które zmywają nawet wodoodporny tusz. To słodycze dawane ukradkiem, żeby „przekonać” dziecko. I szukanie wciąż sposobów, żeby to wszystko ogarnąć. Żeby nie musieć więcej płakać, krzyczeć i przekupywać. Żeby nasze dzieci były szczęśliwe.

Ale one będą szczęśliwe, pod warunkiem, że będą miały nie idealne, ale szczęśliwe matki. Pod warunkiem, że będą widziały, że ich mama wyciąga pomocną dłoń do drugiej mamy. Kiedy zobaczą, że jedyne, za czym ich mama goni, to za nimi podczas zabawy w berka.

Zobacz również

# Ku przestrodze
close slider
TWOJA HISTORIA KU PRZESTRODZE (4)