Mój mąż wychodzi ze sklepu. Jest oburzony. Opowiada mi, że stojąc w kolejce jakieś dwie, na oko 14-latki, pijane, przepychały się i zaczepiały ludzi. Mówię mu, żeby rozejrzał się wokoło. Pełno młodzieży z papierosami, piwami w ręku. Wystarczy się wsłuchać, aby zrozumieć, o czym rozmawiają. A właściwie jakich epitetów używają. Dzielnica młodzieży. Najpierw poproszą kogoś o kupno alkoholu, później posiedzą na murku, by następnie udać się do pobliskiej galerii w celu ogrzania i poszwendania się po sklepach.
Za naszych czasów tak nie było!
Zawsze podczas takich sytuacji wracamy wspomnieniami do czasów naszej młodości, kiedy to piło się, paliło i robiło dziwne, głupie rzeczy. Ale puenta zawsze jest taka sama. Że my się chowaliśmy po krzakach z każdym papierosem, a żeby napić się alkoholu, to chodziło się do lasów, na skałki itp. Nikt z nas nie chciał ryzykować „przypałem”. Każdy z nas bał się jak diabli, że ktoś z rodziny może zobaczyć. Dzisiaj ma się wrażenie, że młodzi tego strachu w sobie nie mają. Ani jeśli chodzi o upomnienia policji, ani w kwestii przyłapania przez najbliższe, dorosłe otoczenie.
I długo nad tym myślałam. Bo ja nie jestem osobą, której relacje z rodzicami w czasach dojrzewania były na dobrym poziomie. Widzę, jak wiele błędów popełnili moi rodzice w kwestii mojego wychowania. Widzę też, jak sama wiele błędów popełniłam i jak reagowałam na brak porozumienia z moim ojcem. A to, że ukrywałam się z moimi głupotami, było podyktowane strachem. Zapewne, gdybym miała w 100% pewność, że jak odpalę fajkę przy przystanku i że nie zauważy tego nikt, kto mógłby powiedzieć rodzicom, to bym to zrobiła.
Mąż miał więcej luzu w domu niż ja. Z racji tego, że ma starszego brata, często brał udział w małych posiedzeniach i mini imprezach. Zawsze jednak ich mama wiedziała, u kogo są i o której wrócą. Można się domyślać, że wszystkie występki uchodziły mu na sucho. I pomimo tego nigdy nie wykorzystywali zaufania mamy. Nie chodzili po mieście, nie przeklinali na całe osiedle, nie pili pod sklepami i nie palili pod oknami sąsiadów.
Zobacz również: Nastolatki z „TikToka”. Czy TikTok sam w sobie jest zły?
Ale! Czy to, że my ze swoimi głupotami chowaliśmy się i nie było w nich agresji słownej i fizycznej, świadczy o tym, że KIEDYŚ młodzież była lepsza? Po wielu przemyśleniach stwierdzam, że nie. Obracaliśmy się w takim środowisku, więc nie zwracaliśmy uwagi na inne, dlatego tak łatwo nam oceniać współczesną młodzież. I myślę, że podobnie jest w przypadku pokolenia naszych rodziców. To, że oni zapamiętali całkiem inaczej swoje czasy młodości, nie znaczy, że w ówczesnych czasach nie istniała tzw. zła młodzież. To, że nasi dziadkowie nie przeklinali pod sklepem i nie pili pod nim piwa, nie znaczy, że w ich czasach rówieśnicy tego nie robili. To, że pokolenie naszych rodziców miało szacunek do ludzi, nie oznacza, że wszyscy go wtedy mieli. Wszak nie było wtedy internetu, z którego można się było dowiedzieć, że istnieją rodziny z problemami. Myślę, że można w tym przypadku jedynie mówić o coraz większej ilości młodzieży, która przejawia cechy totalnej demoralizacji.
Dlaczego coraz więcej nastolatków nie ma szacunku do rodziców, do samych siebie?
Uważam, że niesprawiedliwe jest piętnowanie współczesnej młodzieży i wrzucanie wszystkich do jednego worka. Ten problem był zawsze, ale we współczesnych czasach z racji rozwoju społecznego przestał być tematem tabu, poniekąd wstydliwym, a zaczął być czymś, o czym chętnie dyskutujemy. To, co możemy zauważyć, to to, że problem zyskał większą skalę.
Coraz więcej jest tej młodzieży, która jest „powierzchowna”, „niekulturalna” i „ignorancka”.
Może Ci się spodobać: Bunt nastolatka – wszystko, co chcesz o nim wiedzieć
Same współczesne czasy nie są jednak tego czynnikiem. Czynnikiem jest brak umiejętności radzenia sobie z nimi przez rodziców oraz dalsze pokolenia. Zwróćcie uwagę, że my, teraźniejsi młodzi rodzice, wychowywaliśmy się w czasach, w których, aby do kogoś zadzwonić, trzeba było skorzystać z budki telefonicznej lub telefonu domowego. Komórki były rarytasem. Dostęp do internetu był czymś praktycznie nieosiągalnym, kiedy dojrzewaliśmy. Nasi rodzice żyli prosto (mówię o tym w pozytywnym słowa znaczeniu), mieli jasno określone cele i nie spadała na nich nagonka medialna, która mówiła, jak mają pracować, co mówić do dzieci i jak mają oni wyglądać. Dzisiaj, my współcześni rodzice mamy z tyłu głowy obraz wychowania naszych rodziców, a z jej przodu wizję idealnego życia. Pomiędzy tym wszystkim jest świadomość dotycząca błędów naszych opiekunów i potrzeba ich niepowielania.
Większość z nas jest przebodźcowana, dała się uwieść wizji wyścigu szczurów, aby mieć coraz więcej i więcej. I pomimo tego, że jest ta świadomość dotycząca budowania więzi z dzieckiem, wychowania go w spokoju, w szacunku, to ciągła presja nie pozwala tego wszystkiego pogodzić.
W wyniku czego nie odpowiada się na potrzeby dziecka, lecz na jego zachcianki. W wyniku czego nie spędza się z dzieckiem czasu, lecz się jest obok niego. Z głową w chmurach lub w chmurze rosnących materialnych problemów. W wyniku czego nie rozmawia się z dzieckiem, lecz przeprowadza monologi. I w wyniku czego nie daje się dziecku autorytetu, lecz obraz niespełnionych, wiecznie biegnących za dobrem materialnym i fizycznym rodziców.
Współczesna młodzież to odpowiedź na zachowania współczesnych rodziców
Współczesna młodzież jest mądra. Buntuje się przeciwko temu. Zwraca na siebie uwagę na wszelkie sposoby i próbuje zatuszować braki emocjonalne, nakładając na siebie maskę ignorantów. A tej zagubionej jest coraz więcej, bo więcej jest zagubionych w tym świecie rodziców.