Mam ostatnio gorszy czas. Jak wiadomo, czasami siądzie na głowę mimowolnie jakaś myśl. Myśl dość absurdalna, ale jednak niepokojąca. Z taką myślą wstałam dzisiaj o 4:30. Po prostu otworzyłam oczy i dostałam palpitacji serca. Spojrzałam na moją córkę, która wciąż śpi ze mną i zapytałam w myślach: „A co by było, gdyby jutra miało nie być?”.
Im dłużej żyjemy, tym bardziej mamy świadomość tego, że jutro, kurde, czasami jest takie niepewne, niesprawiedliwe i paskudne w swoim braku przewidywalności.
Łatwiej jest zadawać nam pytanie: „A co by było, gdybyś wygrała milion?”, niż żeby chociaż przez chwilę pomyśleć nad tym, co by było, gdyby jutro nie nastało. I jak za czasów młodości, kiedy to słuchałam Pezeta, zaśpiewałabym, że zrobiłabym mnóstwo nielegalnych rzeczy, dzisiaj byłoby całkiem inaczej. I tak mnie to mimowolne, zadane przez mój mózg pytanie, postawiło na nogi przed piątą nad ranem. Gdzie ja, nie chwalę się ani nic, mam tę możliwość spania do co najmniej siódmej trzydzieści.
I cały dzień myślałam o tym, co by było, gdyby jutra miało nie być, gdyby do mnie nie przyszło. Nie rozwaliłam skarbonki, nie kupiłam sobie drogich kosmetyków, ani nie skoczyłam na bungiee. Nie ufundowałam córce spontanicznego biletu do Energylandii i nie poszliśmy na wielkie, czekoladowe lody, przebierając się w sukienki. Chociaż pogoda do tego była idealna.
Bo ja wiem, że gdyby jutra miało nie być, to chcę, aby córka zapamiętała mnie taką, jaką jestem. Bo ja chciałabym, aby moi bliscy wiedzieli, że przychodzę do nich nie tylko wtedy, kiedy czuję niepokój, napawają mnie różne myśli. Niech zapamiętają mnie jako Olkę, która wiecznie ma coś do zrobienia. Niech moje dziecko pamięta zapach mojej skóry i ulubionych perfum. Niech zapamięta moją bezradną minę, kiedy staram się nie rozzłościć. Gdyby jutra miało nie być, czy to dla całego świata, czy tylko dla mnie, chciałabym przeżyć ten jeden, ostatni dzień tak, jak wszystkie inne dni, które mam już za sobą. Podczas kiedy inni zastanawiają się, co by szalonego zrobili, ja powiedziałabym: „Róbmy to, co zawsze”. Bardzo możliwe, że po prostu ostrożniej, jeszcze bardziej.
Bo kiedy jesteśmy ostrożni, mamy większe szanse na to, że jutro nadejdzie. To nie jest jakaś recepta, złoty lek. Życie jest niesprawiedliwe, pisze złowieszcze scenariusze. Ja to doskonale wiem. Zbyt dużo bliskich osób straciłam. Dlatego, moi drodzy, zróbmy wszystko, aby rozejrzeć się na pasach, a nim na nie wejdziemy, upewnijmy się dokładnie. Nim wciśniemy gaz, zastanówmy się, czy to konieczne. Nim komuś zaufamy, dajmy sobie czas. Nim będziemy próbowali zjeść w pośpiechu bułkę, cokolwiek, zastanówmy się, czy nie mamy chwili na to, aby usiąść. Jakiś czas temu, kiedy to przegryzałam batona i dosłownie leciałam do rodziny, zaczepiła mnie pewna Pani. Powiedziała, że w fundacji, która zajmuje się wybudzaniem ze śpiączek, leży kobieta, która zadławiła się, bo w pośpiechu, tak jak ja, jadła i szła. Gdybym wiedziała, że jutro nie nadejdzie, to zrobiłabym wszystko, aby to nie było z mojej winy.
Jutro jest Światowy Dzień Pierwszej Pomocy. Uczmy się jej, ale nie pozwólmy, aby los wystawił na próbę nasze lub innych umiejętności. Bądźmy ostrożni, a mamy większe szanse na to, że JUTRO nadejdzie i będzie piękne.