Depresja, niezależnie czy poporodowa, czy też nie, to choroba, która nieleczona, lub bagatelizowana może doprowadzić do śmierci. Dotyka osoby w każdym wieku: małe dzieci, młodzież, dorosłe i starsze osoby. Dotyka matki, żony, mężów i ojców. Nie ma żadnej pewności, że któregoś dnia i nas ona nie spotka, lub naszych bliskich.
Chociaż są pewne czynniki, które mogą przyczynić się do depresji, tak naprawdę może ona zaskoczyć i przyjść niespodziewanie. Hormony, złe samopoczucie, zmęczenie, utrata kogoś bliskiego, stabilności życiowej, problemy – są to czynniki, które faktycznie mogą mieć wpływ na pojawienie się depresji. Nie oznacza to jednak, że nie czeka na nas za rogiem, bez najmniejszego powodu.
I chociaż choroba ta jest tragiczna w skutkach, niepewna, czasami daje złudne nadzieje, by za chwilę zabrać je okrutnie, to warto zwrócić uwagę na inną rzecz. Żeby jednak dokładniej się jej przyjrzeć, należy mieć obraz tego, jak to jest w ogóle „mieć depresję”.
Inni nazywają cię leniem, a ty nie możesz wstać z łóżka, po prostu. Drudzy mówią: „weź się uśmiechnij”, a ty pękasz wewnętrznie na milion kawałków, nawet wtedy, kiedy kąciki Twoich warg idą ku górze. „Masz dla kogo żyć” – słyszysz codziennie, ale to ty potrzebujesz teraz największej pomocy. I czujesz ogromne wyrzuty sumienia. Czujesz, że już dłużej nie dasz rady, że jesteś tylko problemem. Nie widzisz innego świata niż ten, który zdominował Twoje uczucia, psychikę, ciało. To choroba i mało osób zdaje sobie sprawę w ogóle z tego, że atakuje duszę, jak i właśnie całego człowieka.
I dopiero wtedy, kiedy zrozumiemy te rzeczy, jesteśmy w stanie wesprzeć leczenie osoby i przede wszystkim dostrzec jej problem. Bo ja zawsze mówię, że biegniemy zbyt szybko, jeździmy bez wyobraźni, nie żyjemy, lecz egzystujemy, nie dostrzegamy, ale patrzymy. W tym całym szaleństwie, świecie głupich i niepotrzebnych bodźców: przeoczamy problemy bliskich. Nie zdajemy sobie sprawy z ich wielkiej wagi. Kiedy ostatni raz zadzwoniłaś do mamy, przyjaciółki? Kiedy ostatni raz zainteresowałaś się czymś więcej, niż tym, jak karmi Twoja koleżanka? Kiedy ostatni raz, mężczyzno, spotkałeś się ze swoim kumplem, którego mama jest poważnie chora? Kolegą, który stracił pracę? Czy my jeszcze potrafimy martwić się o naszych bliskich i tych dalszych? Czy mamy jeszcze coś takiego jak instynkt, który, kiedy na kogoś patrzymy, mówi nam, że z tą osobą może być coś źle?
Oj kochani. To sami dotyczy się dzieci, naszych mężów, żon. Żyjemy obok siebie tak blisko, a nie dostrzegamy ich zmartwień. Myślimy, że z kłopotami każdy dorosły człowiek musi sobie poradzić. Powtarzamy w kółko, jak mantrę, że każdy człowiek jest kowalem swojego losu.
A za rogiem stoi depresja. Życie, które przygniata. Może przygnieść każdego. Choroba, nie wymysł. Brak perspektywy na lepsze jutro, a nie tylko zwracanie na siebie uwagi.
Fanaberie? Lenistwo? Ściema? Czy może nasz brak czasu, złudne myślenie: „A to nic złego! Na pewno sobie poradzi!”. Zje czekoladę i będzie po problemie. Pójdzie na spacer i ochłonie…
Życie nie polega na tym, aby pędzić. My nie żyjemy po to, aby utrzymywać rodzinę i raz na jakiś czas zapytać się, co u bliskich. Życie polega na człowieczeństwie, rozmowach i obserwowaniu innych ludzi. My powinniśmy żyć po to, aby wiedzieć, dla kogo żyjemy. My powinniśmy żyć, będąc z drugimi ludźmi, a nie stać obok nich. Życie jest surowe, często niesprawiedliwe. Często nam mydli oczy, które służą do obserwacji. Często wypruwa nam serca dla rzeczy, nad którymi w ogóle nie warto się skupiać.
Depresja to choroba, którą należy leczyć. Depresja to choroba, która, aby zostać wyleczona, złagodzona, potrzebuje bliskich i serdecznych ludzi wokół. Lekarstwo wypisane na receptę i lekarstwo, jakim jest czas, zrozumienie, wsparcie. Tylko w tym połączeniu jej leczenie ma sens.