Przeżyłyśmy śmierć Kropki – pieska babci mojej córki. Pech chciał, że kilka miesięcy później na swojej drodze napotkałyśmy martwą myszkę. Moje dziecko bardzo się przejęło, ja w sumie też.
– Ona jest teraz w Niebie kochanie, ma dobrze.
– Biega z Kropką? – córka zapytała z przejęciem…
– Oczywiście, że tak!
I właśnie w tym momencie padło pytanie z ust mojej córki, którego bardzo się bałam. Bo o ile możemy przeczytać wszystkie podręczniki, polecić się specjalistów, to jak przychodzi co do czego, to sami nie wiemy co odpowiedzieć…
– A ty umrzesz mamo? I tata umrze?
Gula w gardle, bo ja wiem, że umrzemy wszyscy. Łzy napływają mi do oczu, bo mam świadomość tego, że Świat wcale nie jest łaskawy. Że na każdym kroku może coś czekać, coś się pojawić. Co powiedzieć w takiej sytuacji niespełna trzylatkowi, który dopiero poznaje świat i nie jest gotowy (przynajmniej wtedy miałam takie wrażenie) na takie rozmowy? Na ich kontynuację? Na szczerą odpowiedź? Co jest zalecane w tym wieku, żeby odpowiedzieć na takie pytanie? – Nie mogłam sobie przypomnieć.
– Kiedyś wszyscy spotkamy się w Niebie, kochanie.
Nie wiem, czy to była dobra odpowiedź, czy też zła. Moją córkę usatysfakcjonowała i rozweseliła. Później już nigdy o to nie zapytała. Ale ja zapamiętam jej pytanie na zawsze… Zapamiętam to uczucie, ukłucie w sercu, bezradność. Tak bardzo chciałabym żyć dla niej. Tak bardzo chciałabym, żeby nikt nie umarł. Bardziej niż tego, czy odpowiem na to pytanie zgodnie z jej wiekiem, zaczęłam bać się, że mogę umrzeć. Wszyscy możemy…
Niedługo minie rok od tamtego zdarzenia. Wiosna próbowała przebić się przez zimę. Drzewa odzyskiwały powoli swój piękny, zielony kolor… Uwielbiam z córką wyprawy do parku. To czas tylko dla nas. Ucieczka od mieszkania w bloku, szybkiego życia… Wtedy przynajmniej tak to odbieram. Właśnie jako „ucieczkę”. Tamtego dnia zrozumiałam, że nie wolno czekać na wyjście do parku. Nie wolno, kiedy ma się coś fajnego do zrobienia wieczorem, rezygnować z całego dnia. Nie wolno czekać na „coś” lepszego. Musimy: „Pójdziemy, kiedy przestanie padać”, zamienić na: „Chodźmy teraz. Weźmy parasolki”. Wtedy całą zimę czekałam na wiosnę. A kiedy ona się pojawiła, zrozumiałam, że całą zimę nie przeżyłam, lecz przeczekałam.
A to wszystko uświadomiła mi moja maleńka córka. Jednym niewinnym pytaniem. Tak normalnym. Że to wszystko jest takie niepewne, tak kruche i niesprawiedliwe. Że jedyne co możemy zrobić, to przestać czekać, a zacząć prawdziwie żyć. Nie odkładać na później, korzystać ze wszystkiego. Doceniać wszystko, a nie myśleć tylko o tym, że tak niewiele mamy. Żeby zamiast myśleć o tym, że możemy umrzeć, zacząć myśleć o tym, co zrobić, żeby nasze życie było przeżywaniem, a nie czekaniem. Żeby przestało być walką o pieniądze i coraz to lepszy byt, a zaczęło być walką o SWOJĄ RODZINĘ, SWOICH NAJBLIŻSZYCH.
Żeby nie bać się śmierci, bo na nią nie mamy wpływu. Żeby bać się tego, że nie potrafimy tego życia dobrze przeżyć. Z pokorą, z szacunkiem i ze szczęściem, które wywołują drobne rzeczy.