Dzisiaj publikujemy list od naszej czytelniczki.
Piszę to dlatego, żebyście wiedziały, że związek na siłę nie ma sensu. Nie spodoba wam się to, co napiszę, ale zaryzykuję. Ja weszłam na głęboką wodę i myślałam, że jakoś się ułoży. Jestem po raz drugi sama, chociaż z kimś. Tym razem ledwo sobie radzę, ale sama sobie jestem winna.
Byłam rozwódką dość stabilną finansowo. Mój pełnoletni syn wkraczał w dorosłość. Byłam samotna. Szukałam na siłę kogoś. Nie chcę dzielić się szczegółami, ale za jakiś czas poznałam jego. To był jedyny facet, który się mną zainteresował. Nie podobał mi się w ogóle, a rozmowy z nim sprowadzały się tylko do tego, co u nas słychać. Nie było między nami chemii ani czułości. Czułości znaczy się, były, ale nigdy dla mnie zadowalające, że tak powiem. No ale się mną zainteresował i chciał ze mną spędzać czas. Zależało mu. Pomyślałam, że to właśnie czas, aby się ustabilizować, mieć kogoś obok siebie i że już za stara jestem na amory. Tutaj popełniłam najgorszy błąd w swoim życiu.
Chciałam rozmawiać, ale my tylko wymienialiśmy zdania. Nie podobał mi się pod względem charakteru i wyglądu. Myślałam, że to nie jest najważniejsze, a jednak czułam się samotna. Nie iskrzyło, nie sklejało się. Męczyłam się, chociaż syn go polubił. On był kilka lat starszy ode mnie i chyba mu to pasowało. Zapytałam się go, czy nie za szybko ze sobą zamieszkaliśmy i czy jest szczęśliwy. Powiedział, że to najlepsza decyzja, jaką podjęliśmy i że on bardzo się cieszy, że mnie „ma”. Chyba naprawdę mu się to podobało. Może dla niego bycie w związku to właśnie bycie, a nie uczucia? Może faktycznie on mnie kocha… Ale za co on mnie może kochać, jak my nie mamy wspólnych tematów, niczego… Liczyłam, że powie, że też mu źle i że się rozstaniemy. […]
Minął rok, a my przeżyliśmy. Ja się przemęczyłam, a on jest szczęśliwy. Wiem, że za szybko zdecydowałam się na związek i na to wszystko, ale nie mogę się z nim rozstać, bo czuję, że go zranię.
Jestem bardziej samotna niż wtedy, kiedy byłam sama, ale jestem sobie sama winna. W dodatku mój syn już jakiś czas temu wyprowadził się ode mnie, a ja mieszkam z mężczyzną, którego wolałabym, żeby nie było. To dobry człowiek, nie chcę go ranić. Może kiedyś go pokocham. Może to najwyższy czas, aby nie oczekiwać zbyt wiele? Pomóżcie.