Świadome wybory rodziców często spotykane są z dezaprobatą. Nie mówimy tutaj o tych, które narażają zdrowie i życie dzieci. Mowa dzisiaj o wyjściu poza pewne granice, które dla niektórych są niewyobrażalne. Każdy dorosły ma swój światopogląd i swoje nadrzędne wartości. Chcąc nie chcąc – dzieci, chociaż są jak niezapisane karty, do rozwoju potrzebują decyzji rodziców.
Niektórzy nie chrzczą dzieci. Inni z kolei wybrali życie blisko religii. Niektórzy posyłają dzieci do prywatnych placówek, bo są przekonani, że tam ich dzieci będą pod najlepszą opieką. Inni prowadzą pociechy do publicznych szkół i są zadowoleni. Duch rodzicielstwa bliskości unosi się w wielu domach, w innych z kolei króluje rodzicielstwo przez zabawę. Tak czy inaczej, każdą decyzję, jaką rodzice podejmą, ktoś potępi, wyśmieje i stwierdzi: „Robisz błąd”.
W dzisiejszych czasach dobre jest to, że chcemy mieć wybór i wiemy, że mamy do niego prawo. Chociaż polityka dotknęła sfer bardzo intymnych i duchowych, narzucając, w jaki sposób powinniśmy żyć, sprzeciwiamy się temu. Wybieramy najlepszą dla siebie drogę, mamy szacunek do naszego światopoglądu, i chcemy przekazywać SWOJE wartości dzieciom. I dopóki to w żaden sposób nie wpływa na zdrowie i psychikę dzieci, jest naprawdę w porządku.
Rodzice noszą swoje dzieci, bo wiedzą, że nie ma możliwości ich w ten sposób rozpieścić. Wbrew temu, co mówią wszyscy dookoła. Rodzice popierają edukację Montessori, bo wierzą, że w ten sposób pomogą w rozwoju swojemu dziecku. A niektórzy wierzą, że szkolnictwo, chociaż do zmian, nie zaszkodzi dziecku. I co? Dwa różne poglądy, dwie różne decyzje. Która jest najlepsza? Oczywiście ta podjęta w pełni świadomie. Podobnie sprawa się ma, jeśli chodzi o dawanie słodyczy dzieciom. Ja daję, ty nie? I dobrze! Szanuję, wspieram. Nie neguję.
Przeciętnie każdy rodzic podjął co najmniej 10 ważnych decyzji, które spotkały się z oburzeniem otoczenia. Z czego wynika ten gniew? Z lęku przed nieznanym? Czy może z braku akceptacji dla cudzych poglądów?
Świadome wybory w rodzicielstwie są bardzo ważne. Dopóki nie krzywdzą dziecka, a pozwalają mu żyć, wychowywać się w zgodzie, cieszyć się wszystkim i uczyć się – są dobre. Każdy z nas, niezależnie, czy tego chce, czy nie – wychowuje dziecko, przekazując mu wiarę, lub jej brak. Mamy różne poglądy i dzieci to widzą. Nie jesteśmy neutralni, ale to bardzo dobrze. To nie tłamsi dziecka i nie sprawia, że ma z góry coś narzucone. Dopóki słuchamy jego potrzeb i kierujemy się jego dobrem.
Więc prosimy, aby przy wigilijnym stole powstrzymać się od porad dotyczących wychowania dzieci. Prosimy nie negować dedycji rodziców zwłaszcza przy ich pociechach. Nie pytajmy, kiedy kolejne dziecko, ponieważ temat może okazać się bardziej skomplikowany i bolesny, niż nam się wydaje. Nie zadajmy pytań: „Jak to tak bez ślubu!”. Albo: „Dziecko już jest. Kiedy ślub?”. „Kiedy ochrzcicie?”. „Kiedy to, a kiedy tamto”. Uszanujmy dedycje rodziców, jeśli wprowadzą ograniczenie dotyczące spożywania słodkości przez dzieci. Niech nikt nie mówi, żeby młodzi rodzice odłożyli niemowlaka, bo rzekomo go rozpieszczą. Powstrzymajmy się od uwag (nawet tych „żartobliwych”) dotyczących wyglądu młodych mam. I przede wszystkim, uwierzmy w to, że niektóre dzieci naprawdę mają alergie pokarmowe, a od zjedzenia czekolady lub orzeszka, mogą trafić na pogodowe i zacząć walkę o życie.
Święta to idealny moment, żeby porozmawiać ze sobą od serca, życzyć wszystkiego dobrego i przede wszystkim spojrzeć na drugiego człowieka jak na kogoś, kto wie, co robi. Kogoś, kto bardzo w to wierzy i stara się, aby było najlepiej. Naprawdę niepotrzebne są przy spotkaniach świątecznych uwagi dotyczące wychowania dzieci, priorytetów. I naprawdę warto powstrzymywać się od pytań, na których odpowiedzi mogą mieć drugie, bolesne dno.