Stoję. Jestem na skraju załamania, chociaż w rzeczywistości to tylko chodnik. Poszłam się przewietrzyć, ale wiatr, jakby specjalnie odszedł, ma się wrażenie – chyba na dobre. Poszłam się przewietrzyć, ale dostałam darmową saunę, prosto z nieba, która w ostudzeniu moich emocji wcale nie pomaga. Poci się każdy element mojego ciała, w tym oczy. No dobra, to łzy. Przecież wiecie. Weź się kobieto ogarnij – mówię do siebie i dobijam się jeszcze bardziej – masz dzieci, męża, psa, mieszkanie, kredyt hipoteczny, pracę. Doceń!
Ok. Na chwilę pomaga, więc ruszam dalej, przed siebie. Trochę zła, trochę smutna. Gdybym nosiła obcasy, to zapewne bym je w tym momencie zdjęła i wyrzuciła w krzaki, jak w jakimś filmie o power girl. Tak się zamyślam, że, chwila moment, przechodzę obok kobiety i delikatnie muskamy się ramieniem. To wystarczy, abyśmy pomyślały, że to przysłowiowe „z bara” i że całkowicie specjalnie. Napięcie rośnie. Stajemy i piorunujemy się wzrokiem. Bomba zaraz wybuchnie.
– Widzę, że też jesteś wkurzona – kobieta zaczyna się do mnie uśmiechać jakoś podejrzliwie.
– No trudno nie być wkurzonym, jak mnie ktoś szturcha ramieniem – robię groźną minię, a unosząc brwi ostrzegam, aby mnie nie prowokowała.
– Jesteś wkurzona, bo nie pamiętasz, kiedy odpoczęłaś. Czujesz smutek, bo masz wrażenie, że nikt Cię nie rozumie. A do tego zjadają Cię wyrzuty sumienia, bo przecież masz tak wiele, prawda?
Zatkało mnie. Mam wrażenie, że śnię. Przecież w realnym życiu tak się nie zdarza. Jeszcze bardziej oblewa mnie pot i robię się podejrzliwa. Serce mi zaraz wyjdzie na zewnątrz i stanie obok. No, ale jestem kobietą. Nie dam się tak łatwo.
– A ty skąd niby to wiesz? – prycham, czy jak to się mówi na to, jak kobiety robią takie „pfff”, a czasami: „phhhrrr”. Strasznie ciekawi mnie odpowiedź, ale udaję obojętną.
Kobieta uśmiecha się do mnie, ale widzę, że ją trochę zbiłam z tropu. Bierze głęboki oddech i mówi:
– Bo czułam dokładnie to, co ty.
Szczena mi opada, ale chce mi się strasznie uśmiechnąć. Chociaż ciągle wydaje mi się, że śnię, to mam cholerną ochotę uśmiechnąć się do tej kobiety. Przyglądam się jej uważnie i z trudem opanowuję ruch moich kącików warg. Ona ze stoickim spokojem odwraca wzrok, niby patrzy w niebo, ale wie, że wywołała u mnie zakłopotanie i daje mi chwilę, aby się opanować. A może ona też się zawstydziła? Może sama nie wierzy, że zagadała do kobiety, z którą przed chwilą miała małe zderzenie ramion? Myśli przepływają przeze mnie tak szybko, ale cisza wydaje się – trwa wiecznie.
– Wiesz – mówię do niej mimowolnie. Dosłownie słowa same płyną mi z ust. Kontynuuję – jakby tak każda kobieta, chociaż starała się zrozumieć drugą, świat byłby piękniejszy. Z pewnością byłybyśmy szczęśliwsze i mogłybyśmy sobie wzajemnie pomagać. Dziękuję.
W tym momencie ucieka ze mnie cała złość, a nawet czuję wielką siłę. Jestem wzruszona, ale jednak wygrywa szczęście. Kobieta uśmiecha się do mnie i mówi:
– Muszę już lecieć, czekają na mnie. Pamiętaj jednak nie o mnie, lecz o tym, co powiedziałaś. Każda kobieta ma problemy, o których nie śniło się nawet filozofom. Każda z nas może mieć gorsze dni, o których nie napisali w żadnym psychologicznym podręczniku.
Podaje mi dłoń na pożegnanie, a ja trzęsę nią serdecznie i nie mam ochoty puszczać. Ma taką delikatną skórę. Spoglądam na jej ręce i oczom nie wierzę. Jej nadgarstki mają ogromne blizny. Widzę przeciętą, otwartą, pustą tętnicę. Czy ona w ogóle żyje?
Zamykam i otwieram oczy. Nadal jestem na chodniku. Dokładnie w tym miejscu, w którym zderzyłyśmy się ramieniem. Słońce pali moje policzki i mój dekolt. Kobiety nie ma. Wracam do domu. Na klatce jak zwykle mijam moją sąsiadkę. Zawsze sama z dwójką dzieci. Od piątej rano na nogach, aż do późnych godzin. Sama chciała takiego życia – tak o niej myślałam i patrzyłam z góry.
– Może wpadłaby Pani do nas? Nasze dzieci się pobawią, a my porozmawiamy przy kawie? – pytam z serdecznością, której nigdy jej nie okazywałam, nie odwzajemniałam.
Sąsiadka jest zdziwiona, mówi swoim dzieciom, aby na chwilę przestały skakać. Chce coś powiedzieć, ale jest straszy hałas. Dzieci się uspokajają, a ona odpowiada:
– Dziękuję. Z miłą chęcią. Możemy nawet teraz.
Widzisz. Jak niewiele potrzeba, aby pomóc komuś i sobie. Widzisz. Świat nie kończy się na internecie. Świat jest na chodniku, w spojrzeniach, w uczuciach. Widzisz. Jak jedna rozmowa może uratować życie innym, a nawet i nam? Mniej złości, jadu. Więcej zrozumienia. Ktoś czuje dokładnie to, co ty.